Moskiewska architektura.

Start – czyli z Warszawy do Moskwy.

Więc ruszam. Jest 9 lipca 2017. Mam wizy: tranzytową na Białoruś (3 dni), turystyczną do Rosji, Mongolii, Chin i Indii.

Wszystkie zakupione przez biuro Aina.pl w Krakowie, z dużą zniżką ze względu na ich ilość. Biuro polecam, bezproblemowo, wszystko tak jak chciałem, bez ciśnienia na kasę, kupiłem też u nich ubezpieczenie na całą podróż, okazało się ża mam już ubezpieczenie z innych źródeł, zwrot kasy również był bezproblemowy.

Plan jest taki: Warszawa-Moskwa autokar, w Moskwie 1 dzień na zwiedzanie, kolej Transsyberyjska 4 dni, Irkuck, tego samego dnia przerzut nad Bajkał, wieczorem wsiadam na kuter, tygodniowy rejs, tydzień/dwa w Buriacji, przerzut do Mongolii, miesiąc w Mongolii, miesiąc Chinach, z czego tydzień w Tybecie, przekroczenie granicy lądowej z Nepalem, Katmandu, Indie. Razem 3-4 miesiące.

Udało się zrealizować w dwóch trzecich.

Create your own travel map

Knajpka dla motocyklistów w Warszawie w okolicah dworca zach.

Z notatnika:
Warszawa Zachodnia. Dworzec autobusowy. Tu zaczyna się podróż na Wschód. Czyżby? Czy aby na pewno? Jednak? Tu zaczyna się podróż tylko trochę na Wschód. Do Mińska, stolicy Białorusi.
Co z tego, że mam bilet do Moskwy i autokar jest do Moskwy? Stoję grzecznie w kolejce za 20 Rosjanami aby wsiąść, plecak już w bagażniku. Gdy przychodzi moja kolej stewardessa autobusu prosi o rosyjski paszport.

– Nie ma? To nie jedzie Pan z nami.

– A bilet? A wizy?

Panika. Plan jest napięty. Co prawda mam jeden dzień rezerwy w Moskwie, ale jak nie wsiąde do Transsiba w Moskwie za 2 dni przepada mi zakupiony już na niego bilet. Wtedy nad Bajkałem po czterodniowej podróży pociągiem nie wsiadam na kuter, również zaliczkowany i zostaję na Syberii bez planu ze stratą pieniędzy i bez rejsu kutrem po Bajkale.

– Ma Pan wizę tranzytową przez Bialoruś? To możemy Pana wziąć do Mińska, a potem sobie Pan musi poradzić.

Podróż na Wschód. Tylko trochę na Wschód.

O co chodzi?
Między Białorusią a Federacją Rosyjską jest (stan 2017) otwarta granica – ruch bezwizowy. Co oznacza, że Białorusini do Rosji a Rosjanie do Białorusi jeżdżą bez kontroli granicznej, tak mniej więcej jak my w strefie Schengen. Oznacza to też, że ta granica jest otwarta i nie można przejść kontroli granicznej. Czyli obywatel UE nie może przetranzytować się legalnie do Rosji przez Białoruś, bo gdy tak zrobi wg. dokumentów i prawa legalnie jest tylko na Białorusi, a w Rosji już nie, ze względu na to że nie przeszedł odprawy paszportowej. Także obywatele UE mogą dostać się do Rosji przez pozostałe państwa ościenne ale nie przez Białoruś.

Z notatnika:

Granica Polski z Białorusią.

Autokar sprawnie dociera do Bobrownik. Polska celniczka w moro ze szpanerskim, militarnym w designie tablecie sprawdza każdemu paszport w 15 sekund. I tyle. Koniec kontroli.

Białoruska odprawa to już zupełnie co innego. Stary, dobry komunistyczny styl. Kierowcy wystawiają wszystkie zapakowane wcześniej bagaże przed autobus. Celnik z psem. Obwąchiwanie.
Następnie każdy wysiada z autobusu, bierze swoje podręczne bagaże i te wystawione i do budynku. Odprawa to klasyczna trzepanka, zaglądanie do walizek, toreb, wywalanie wszyskiego na stół, sprawdzanie kto ile alko czy innych rzeczy, grzebanie do spodu. W moim przypadku pani rezygnuje w połowie plecaka po wyjęciu ciuchów, menażek i przewodnika po Mongolii. Odprawa wszystkich zajmuje ok. 1,5h. Przejeżdżamy przez perfekcyjnie zagrabiony, prawie jak ogród Zen pas międzygraniczny i jesteśmu na Białorusi.

Lipcowe słońce świeci pięknie, klima chłodzi odpowiednio, nie czuć zatem jakoś strasznie totalitarnego uścisku reżimu. Zresztą patrząc za okno autokaru również ciężko się do czegokolwiek doczepić. W mijanych miasteczkach porządek, dobry asfalt – nie to co na Ukrainie – budynki odmalowane, samochody dobrych marek i umyte, chodniki bez dziur, trawniki wystrzyżone, chaosu tablic reklamowych brak , prawie jak w Austrii czy Niemczech. Nie przypomina to w żadnej mierze polskiej komuny z lat 80/90. A może to podejrzane? Nie ma graffiti ani jakichkolwiek innych oznak radosnej anarchii. We’ll see.

Dojeżdżamy do Mińska.

Dalej nie widziałem żadnego portretu wodza. Może w dobie cyfrowej inwigilacji portrety już nie są konieczne? Po kilkudziesięcio minutowym przejeździe przez świeżo odmalowane jasne blokowiska (ani śladu graffiti czy kibolskich haseł) autokar dociera do centrum które w żaden sposób nie przypomina rozpadającej się Ukrainy ani moich wyobrażeń o postsowieckich krainach. Gdybym nie wiedział gdzie jestem strzelałbym, że to Tallin albo Helsinki.

Dworzec autobusowy jest obok kolejowego więc przesiadka okazuje się bezproblemowa. Dworzec jest czysty, pełna infrastruktura, można kupić kanapki, gazety, mimo iż są godziny nocne, czynne są 4 punkty wymiany walut. Za bilet na pociąg można bezproblemowo zapłacić kartą, bilet do Moskwy to ok. 100 rubli białoruskich czyli 190 złotych, co czyni moją pdróż do Moskwy droższą bo zapłaciłem już za bilet na autokar Warszawa-Moskwa 400 zł.

Pociąg zaskakuje świeżością, jest bardzo czysto, wykrochmalona pościel pachnie. 'Płackartnyj’ to sześcioosobowe, niezamykane przechodnie przedziały, to też najtańszy rodzaj biletu na długie dystanse. Zdaje się być również najbezpieczniejszą opcją dla podróżującego samotnie, bo gdy wszyscy wszystko widzą spada prawdopodobieństwo kradzieży, pobicia itp.

Z notatnika:
Przedział jest nieduży a sześcioro chłopa musi sobie pościelić łóżko. Rosjanie/Rusini nie rozmawiają ze sobą, a całe ścielenie trochę trwa. Czuję się trochę jak amerykanin z youtubowego filmu dla którego szokiem numer jeden podczas wizyty w Polsce jest „polish face” czyli twarz nie wyrażająca zupełnie nic. Rosjanie mają „polish face”, „russian silence” i specyficzny brak napięcia czy może anielską cierpliwość pozwalającą im stać i spokojnie czekać z boku aż współtowarzysz skończy niespieszne ścielić. Nie rozmawiają ze sobą ani w trakcie, ani po. Teraz telefony realizują potrzebę socjalności.

Moskwa.

Z notatnika:
Rano, za oknem toczącego się pociągu już jest graffiti. W 13-to milionowym mieście nie może nie być graffiti. A to miasto jest w remoncie. Nie ma kawałka przestrzeni w zasięgu wzroku, żeby nie było jakichś robót drogowych, malowania fasady czy innej budowy. Wśród robotników wielu skośnookich, najprawdopodobniej przybyłych z rubieży Imperium do stolicy za lepszymi pieniędzmi. Architektura monumentalna, odległości olbrzymie, rzucają się w oczy wykrywacze metalu(?) przy wejściach na dworce i do metra.

Metro.
Moskiewska architektura.

Post Author: Piotr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *